niedziela, 7 lipca 2013

Mój arabski :)



Tyle mam do powiedzenia, że zupełnie nie wiem od czego zacząć. Może na początek pochwalę się moim arabskim.  Tak, tak, to jest ironia. Znam tylko kilka słów, ale tych najbardziej mi potrzebnych :P Jak pewnie zdążyliście zauważyć, dwa z nich znalazły się w nazwie mojego bloga. 

YALLA - znaczy:  szybciej.  Powszechnie stosowany tutaj zwrot.  Na ulicy, w sklepie, w samolocie dosłownie wszędzie ludzie krzyczą do siebie, yalla yalla… . Prawda jest taka, że nie wiem gdzie oni się wszyscy niby  tak spieszą. Tutaj nikt nie jest słowny, a jak coś ma być zrobione na jutro to za 3 dni też będzie dobrze. Chwilami odnoszę wrażenie, że tylko w naszej firmie wszystko musi być na czas.  Dostawca wody, mówiąc, że przyjedzie dzisiaj, stawia się 3 dni później. Norma, najpierw Cię to doprowadza do szału, ale potem zaczynasz się tego przyzwyczajać i korzystać. :P

HABIBI i HABIBTI  -  męska i żeńska forma słowa kochanie,  Tutaj wszyscy są habibi, bez względu czy znasz ta osobę, czy właśnie przepychasz się w tłumie i irytujesz, że ktoś Ci stoi na drodze.  A na dowód, że nie tylko ja tak uważam: http://www.youtube.com/watch?v=tWtqEp2YMVI . Szczególnie polecam kawałek, który zaczyna się około 4tej minuty. Wprawdzie tutaj akcja toczy się w Libanie, a nie w Dubaju ale w tym przypadku niczym się od siebie nie różnią. A ja lepiej bym tego nie ujęła.

Znam jeszcze:

SALAM ALEIKUM, tak to się czyta, ale nie mam zielonego pojęcia jak napisać to poprawnie, nie wspominając już nawet o  tych ich szlaczkach, w każdym razie oznacza to dzień dobry.

SHUKRAN [szukran], czyli dziękuje.

Nie jest to jakieś imponujące osiągnięcie ale na razie mi wystarczy :P.  

Jak tutaj przyjechałam zastanawiało mnie,  jak można mieszkać kilka lat w kraju i nie nauczyć się lokalnego języka. Szybko się przekonałam o co chodzi. W Dubaju wszystko  odbywa się po angielsku. Jedynie w urzędach czasami można mieć drobne trudności. Poza tym, w większości miejsc  problemem jest dogadanie się po arabsku. Wyobraźcie sobie, że obywatel ZEA, który nie mówi po angielsku, we własnym kraju nie może sobie nawet kupić spodni, bo za ladą stoi, z dużym prawdopodobieństwem, Filipinka albo Hinduska, które po arabsku potrafią tyle co ja. 
Statystyki podają, że Filipińczycy są czwartą najliczniejszą mniejszością narodową w Dubaju, po Hindusach, Pakistańczykach i mieszkańcach Bangladeszu. Pierwsze trzy narodowości ciężko od siebie odróżnić, a cechę charakterystyczną Filipińczyków musicie sami zobaczyć: http://www.youtube.com/watch?v=1pR0kpqi_TQ  . Żarty, żartami ale oni na prawdę tak śpiewają. Do tematu Hindusów wrócę pewnie już niebawem, i to nie raz. Ich cechy charakterystyczne, odmienność kulturowa i związane z tym komiczne sytuacje są podstawą żartów wśród personelu pokładowego naszej linii i połowy Dubaju.

2 komentarze:

  1. Pierwsza stała czytelniczka już się melduje. Bardzo fajnie się czyta. Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów. Mam nadzieję, że zapału Ci nie zabraknie ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Russel daje radę ;)
    Powodzenia w prowadzeniu bloga, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń