To była moja najdłuższa przerwa i mam nadzieje, że prędko się nie powtórzy.
Mam tyle do powiedzenia, opisania, że zupełnie nie wiem od czego zacząć.
Zaniedbałam troszkę swoje posty, ale
nie dlatego, że nie miałam o czym pisać. Pomysłów na wpisy mam aż nad to.
Czym więc byłam tak zajęta ostatnio?
Między innymi szkołą – tak, tak. Znów zaczęłam się uczyć, to było do
przewidzenia, że za długo nie wytrzymam. Zaczęłam w Łodzi studia on-line, które
jednak nie polegają tylko na studiowaniu, trzeba też czasem się pouczyć.
Trafił się też weekend i udało nam się dojechać na obiadek u mamusi. Jakimś cudem załapaliśmy
się na wszystkie niezbędne loty do Gdańska i z powrotem. Niesamowicie
podładowaliśmy w domu baterie i przede wszystkim lodówkę. :P Niby tylko 2 dni
tam spędziliśmy i jak zawsze bardzo aktywnie, ale potrzebowaliśmy tego oboje.
Po tych wszystkich niepowodzeniach z Sajgonem to było jak przełamanie naszej
podróżniczej złej passy. Wypad sam w sobie był nie lada gratką. Owszem, zdarza
się mi i Mateuszowi mieć kilka, czyli więcej niż dwa, wolne dni z rzędu, ale większa ilość dni wolnych w tym samym
terminie to już nie lada wydarzenie. Zwłaszcza, że po prostu tak się trafiło.
Bez nadmiernego wysiłku z naszej strony i wytężonego zamieniania się. Oczywiście, gdyby nie służbowe bilety na
jakich latamy, to nie moglibyśmy sobie pozwolić na taki weekendowy wypad, uroki
pracy w linii lotniczej. :P
Oczywiście, poza przyjemnościami, ,
jak zwykle dość absorbująca była praca. Londyn, Kopenhaga, Guangzou i przede
wszystkim Bangkok (Mateusz poleciał ze mną jako pasażer). Wszystkie te wypady
czekają już w kolejce do opisania.
Jednak przede wszystkim cały mój wolny czas pochłonęła ostatnio organizacja
wakacji. Dokładniej rzecz ujmując, krótkiego urlopu, który planujemy razem z
moimi rodzicami i teściami w Indiach. Zaraz po opublikowaniu ostatniego posta
wyszedł nasz roster, sporo się musiałam nagimnastykować, żeby go dostosować do
swoich potrzeb, czyli przede wszystkim przedłużyć sobie urlop. Tuż po tym jak
straciłam już resztki nadziei - udało się. Pozbyłam najtrudniejszego do wymiany
rejsu, czyli nocnego tzw tourarounda. I o dziwo nie musiałam płacić. Pewna
przesympatyczna Słowaczka wzięła go ode mnie. Chciała go wziąć szybciej, ale podczas urlopu w
domu na Słowacji, system jej nie chciał działać. Poinformowała mnie o tym
mailowo, jak to przeczytałam, nie chciało mi się wierzyć. Jednak tak jak
napisała, tak zrobiła. Tym samym odzyskałam wiarę, że w tej firmie tacy ludzie
jeszcze pracują. Bezinteresowni, skorzy do pomocy.
Uparłam się przygotować nasz wyjazd na maxa. Zaplanować każdą wycieczkę z
największą możliwą dokładnością, jak w dobrym biurze podróży. A to, jak się
domyślacie, pochłonęło mój cenny czas. Sam transport okazał się też niemałym
wyzwaniem. Niektórzy zaczynają wyjazd wcześniej, z przystankiem we Frankfurcie,
potem kolejna para dolatuje tam i potem razem lecą do Delhi. My dolatujemy z
Dubaju i wszyscy spotykamy się na miejscu. Podróżowanie na służbowych biletach
dostarcza dreszczyku emocji. Pomijam już przepisy wizowe i natłok atrakcji w
Indiach.
Indie jak pewnie wszyscy się orientujecie są dość ciekawym, barwnym i
różnorodnym krajem. Byłam raz służbowo w Kalkucie – wiem co mówię. Kiedyś Wam
opowiem. Selekcja planów i pomysłów była nie lada wyzwaniem. Stanęło na tym, że
będziemy zwiedzać tylko Delhi i Agrę, gdzie znajduje się Taj Mahal. Na etapie
wstępnych planów pojawiał się też pomysł
Bombaju, Goa czy Kalkuty. Jednak rozum wziął górę nad zapałem
podróżniczym. Prawda jest taka, że aby w tak krótkim czasie zobaczyć więcej niż
samo Delhi i okolice, to musielibyśmy chyba przez tydzień nie zmrużyć oka.
Delhi to jedna cześć atrakcji, drugą stanowi oczywiście Dubaj. Dla mnie i
Mateusza, poza oczywiście atrakcją i nieskrywaną przyjemnością goszczenia
rodziny u nas, to jest to również, a
może przede wszystkim :P, wizytacja rodziców i teściów, więc wszystkie szmaty i
mopy poszły w ruch. To będą pierwsze odwiedziny
rodziców u nas, więc sama jestem ciekawa jak to wszystko wyjdzie. Na szczęście
mamy jeszcze trochę wolnego z Mateuszem i
będziemy mogli spędzić z nimi trochę czasu, pokazać miasto i okolice.
Oczywiście przeżyciami z podróży zamierzam się podzielić, więc w
niedalekiej perspektywie spodziewajcie się anegdot z Indii, ale po drodze
obiecane już wcześniej wypady, czyli Londyn, Kopenhaga
itd.
Pozdrowienia z Delhi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz