poniedziałek, 22 lipca 2013

Przeprosiny :)



Z przykrością stwierdzam, że dałam przysłowiowego ciała. Dopuściłam się bardzo poważnego niedopatrzenia. Bardzo wszystkich przepraszam. Sama nie wiem jak to się mogło stać. Zupełnie nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.  :P
Otóż, chwaląc się swoim arabskim zapomniałam o słówku najważniejszym z ważnych, które zwłaszcza wśród załogi jest nadmierne stosowane. Praktycznie każdą czynność kończymy kwitując tym słowem. A ja, to już w szczególności. Mam na myśli słówko - HALLAS, które oznacza: koniec.. Zastanawiając się dlaczego o nim zapomniałam, jak to się w ogóle mogło stać, doszłam do wniosku, że ono weszło na stałe do mojego słownika. Stało się dla mnie bardzo naturalne. Wystarczy mnie chwilę posłuchać,  a szybko się zorientujecie, że wszystko kończę komentarzem zawierającym hallas.
 Co tu dużo gadać. Pominięcie tego słówka to był mój błąd. Hallas. Nie wiem jak to się mogło stać, miałam chwilowe zaćmienie. :P
                                                   HALLAS : )

czwartek, 18 lipca 2013

Iftar z prawdziwego zdarzenia


Pierwsze, nieśmiałe ujęcie, jeszcze z ukrycia.
Iftar – jak już w słowniczku mogliście przeczytać, to czas na posiłek łamiący post w okresie ramadanu, tuż po zachodzie słońca.

Różnie jest on tutaj świętowany, jedni w drogich restauracjach, inni w domowym zaciszu. 

My wybraliśmy się na jeden, dość osobliwy, z naszego punktu widzenia.

Założenie było bardzo banalne. Podejdziemy pod jeden z meczetów, żeby porobić zdjęcia. 

Sytuacja wymknęła się nieco z pod kontroli.

Ale, od początku.
Nikt nie śmiał jeść w butach.
Tutaj, przygotowania były jeszcze w toku.
Immam - gospodarz imprezy
Podano do stołu, ale zachodu słońca jeszcze nie było.
Mateusz kiepsko wtapiał się w tłum.
 Jeden z meczetów w naszej okolicy organizuje, w czasie ramadanu, wspólny posiłek przed budynkiem. Towarzystwo jest tylko męskie. Nie mamy pewności, ale zakładamy, że propozycja ta jest skierowana do osób samotnych i pracujących, które tylko na chwilę, z dala od domu i rodziny, mogą urwać się z pracy.

W pomarańczowych koszulkach panowie z HomeCenter, a w niebieskich -  ochroniarze naszych słuzbowych budynków.







Silna grupa taksówkarzy.












Jako kobieta nie chciałam zbyt blisko podchodzić więc wysłałam Mateusza. Ja zajęłam strategiczną   pozycję, w bezpiecznej odległości. Nad całym wydarzeniem czuwał jeden gość – od razu wyszliśmy z założenia, że to Immam. I słusznie. Jak zaczął iść w naszą stronę to speszyliśmy się i chcieliśmy się zwijać. Jednak on nas zaskoczył i zaprosił do wspólnego posiłku. Było nam mega głupio. My najedzeni będziemy im wyjadać. Mateusz upewnił się, że jako kobieta mogę podejść. Jedyne czego mi zabroniono to wejście do środka meczetu, co zupełnie mnie to nie zaskoczyło. Mateusz usiadł z nimi  i zaczął rozmawiać,  a ja robiłam zdjęcia. 

Impreza zorganizowana bez zbędnych ceregieli jak np sztućce.
Byliśmy tam jeszcze przed zachodem słońca, a Ci biedacy już nad pełnymi talerzami siedzieli i czekali. Na chwilę przed oficjalnym zachodem Immam na mement zniknął, ale zaraz się znalazł, a właściwie jego głos – nawołujący z minaretu. Po tym nawoływaniu, chłopaki zaczęli jeść. Pojedli, popili i każdy do swoich zajęć wracał. Zaskakująco szybko się wszyscy rozeszli.

Ile byśmy tu nie mieszkali zawsze będziemy wyglądać jak turyści, to nasz atut i tajna broń. :P

Panowie, na codzień zajmują się konserwacją powierzchni płaskich.
Wnioski co do adresatów wydarzenia wyciągnęliśmy, widząc przekrój zawodów jaki wykonywali uczestnicy. Sporo z nich było jeszcze w mundurach, więc było to łatwe. Poznaliśmy już trochę kilka przypadków. W niektórych zawodach wynagrodzenie, trudności, warunki mieszkaniowe, sytuacje rodzinne są nie łatwe, więc wnioski nasunęły się same. Było tam wielu taksówkarzy, ochroniarzy, kilku nawet z naszych okolicznych załogowych budynków, poza tym sprzątacze i sprzedawcy popularnej sieci HomeCenter.

Ciekawe doświadczenie, zwłaszcza, że w zeszłym roku świętowaliśmy Iftar ze znajomymi w restauracji.  



Taki widok z samochodu, sprowokował nas do całego przedsięwzięcia.



wtorek, 16 lipca 2013

Ramadan vs normalne życie: 1:0



Ramadan, muzułmanie poszczą, a cały Dubaj wraz z nimi.

Restauracja sprawiała wrażenie otwartej...
Wybraliśmy się po zakupy. Tak się składa, że w planach mamy wesele, a ja, w przeciwieństwie do mojego męża, nie mam tak uniwersalnej kreacji, na wesela, pogrzeby, egzaminy, studniówki itd.

... ale tylko przez chwilę.
Gdzie najlepiej się wybrać na poszukiwania sukienki? 
Dubai Mall – największe centrum handlowe na świecie.  Jednak nie przeliczyliśmy sił na zamiary. Rozłożyła nas tak banalna rzecz jak głód. Jak to głód?  A tak to. Po godzinie zakupów zaczęliśmy rozglądać się za jedzeniem i wtedy nas olśniło.

W tej chwili wszystkie publiczne jadłodajnie: restauracje, bary, kawiarnie, fast foody, dosłownie wszystko, do 19tej sprzedają tylko na wynos. Wszelkie spożywanie posiłków czy napojów jest karane. Wymagana jest też odpowiednia kreacja, tzn. ramiona i kolana zakryte, ale tego w Dubaju aż tak bardzo nie pilnują.

Ta kawiarnia, tylko z daleka, wyglądała optymistycznie.
Jeśli jakaś restauracja, nie chce ograniczać swojej pracy, to musi się w pełni zasłonić. Na takie zdjęcia musicie jeszcze chwilę poczekać.

Jak się pewnie domyślacie baaardzo szybko wróciliśmy do domu. Umierając z głodu. Bez sukienki.