Finał WOŚPu za nami, ja jednak uparłam się, żeby zachować chociaż pozory
chronologii, dlatego najpierw opowiem Wam o spotkaniu z Prezydentem. Dochodzę
do wniosku, że za dużo się ostatnio dzieje,
a ja zwyczajnie już nie nadążam. :P
Z wrażenia zupełnie nie pomyśleliśmy, żeby zabrać aparat |
Nasza nowa przyjaźń z polską szkołą zaowocowała zaproszeniem na oficjalne
spotkanie Prezydenta i Pierwszej Damy z Emiracką Polonią. Byłam właśnie w Conakry, stolicy Gwinei, gdy
odebrałam maila od Pani Dyrektor. Warunkiem otrzymania zaproszenia było
stawienie się w najbliższą sobotę w szkole, z gotową już kopią polskiego dowodu
osobistego. Ja w Gwinei, Mateusz w Casablance. Nie było szans żebyśmy na sobotę
dotarli do Dubaju, nie wspominając już o szkole. Jednak moja natura nie
pozwoliła mi tak łatwo odpuścić. Pogoniłam Mateusza, żeby wysłał mi zdjęcie
swojego dowodu. Na szczęście wozimy je ze sobą po świecie. Do maila, dołączyłam
też zdjęcie swojego dowodu i wszystko wysłałam do Pani Dyrektor, oczywiście
wyjaśniłam też naszą sytuacje. Udało się. Dwa dni później dostałam maila z
gotowymi do wydrukowania zaproszeniami.
Zdjęcia są baaaardzo mizernej jakości. |
Chwile po otrzymaniu zaproszenia dotarło do mnie, że mamy problem. Mateusza
garnitur jest w Polsce. W Lipcu byliśmy na weselu i już tam został. Nie
sadziliśmy, że się przyda, a wolnych kilogramów, jak zawsze nie było. :P. Kto
mógł przypuszczać, że wybierzemy się na spotkanie z Prezydentem.
Szybko zaczęło się poszukiwanie garnituru wśród znajomych. Mimo, że
chętnych do pomocy nie brakowało, to niestety, nie było łatwo. Mateusz jest wielki duchem, nie ciałem :P Dlatego większość
kandydatów odpadła w przedbiegach. Nie sztuka jest pożyczyć garnitur, sztuką
jest jeszcze jakoś w nim wyglądać. :P
Wtedy spadł nam z nieba Pablo, a właściwie jego żona. To ona jako pierwsza
zauważyła, że wśród naszych znajomych, tylko Pablo może startować w tej samej
klasie wagowej, potocznie zwanej – pół śmieszną :P Garnitur leżał idealnie.
Lepiej niż jego własny :P Kamień z serca.
Na szczęście Ambasada zadbała o oficjalnego fotografa... |
Wielki świat jest dla nas zupełnie obcy, dlatego zdenerwowanie przed
spotkaniem było odczuwalne. Wychodziliśmy
na zupełnie nieznane nam wody. Już sama lokalizacja spotkania nas onieśmielała.
Całe wydarzenie miało miejsce w samym sercu Dubaju, w hotelu Armani w samym
Burj Kalifa. Może i załoga naszych linii tam bywa, ale nie my. Trochę z innej bajki
jesteśmy, tej bardziej przyziemnej :P
Wybitnie niezręcznie się poczułam jak podjechaliśmy pod główne wejście, a
tam parkingu ani śladu. Z boku oglądałam to wiele razy, ale nigdy nie brałam w
tym udziału. Podszedł do nas gość, chyba Rosjanin, na niedomiar złego - w moim wieku. Otworzył mi drzwi, drugi
podbiegł do Mateusza i zabrał mu kluczyki. Nawet własnego samochodu nie dali
nam zaparkować. Wole to oglądać w TV, albo pod Dubai Mallem niż doświadczać
osobiście. Za wysokie progi na moje
nogi. Zdecydowanie. :)
Zanim zdążyliśmy wejść do środka, podjechał Ambasador z rodziną. Kamień z
serca mi spadł jak, w środku, zobaczyłam znajome twarze. Impreza była na wolnym powietrzu, wszyscy odstawieni.
Piękny widok na dubajską fontannę i Dubai Mall. Cała otoczka i atmosfera robiła
wrażenie. Na pewno też pociągnęła Ambasadę po kieszeni. :P
Jeden ze znajomych rzucił stwierdzenie, że to spotkanie zapowiada się na typowy biznesowy bankiet. Podobno na takich
bankietach załatwia się wiele interesów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że miał
racje ani, że sama będę załatwiać tam swoje interesy.
.... jednak jego zdjęć publikowac nie można, ale na pamiątke zostają :) |
Perełka. Widzicie tą rękę, która dosięga Mateusza?? |
Najpierw była cześć oficjalna. Na fortepianie zagrano hymn Emiratów, potem
dzieciaki ze szkoły zaśpiewały nasz. W dalszej części produkowali się
oficjele, czyli przyszła pora na przemówienie Ambasadora i Prezydenta.
Jeden czytał z kartki, drugi improwizował, reasumując, najlepiej wypadła tłumaczka,
która była niezbędna ze względu na przedstawicieli Emiratów, m.in. Ministra Gospodarki.
Zakończenie prezydenckiego przemówienia, zostało przyspieszone przez pokaz fontanny. Była zbyt blisko, żeby
Prezydent mógł ją zagłuszyć, poza tym mocno wszystkich rozpraszała. A Prezydent
chyba sam wolał ją obejrzeć, niż gadać.
:P
Oczywiście, nie może być Prezydenta bez Borowika. Było ich widać cały czas.
Wielkie bysie, które zawsze stały twarzą w przeciwnym kierunku niż tłum.
Ułatwiało to ich rozpoznanie, pomijając oczywiście charakterystyczną objętość
ramion. Jako ciekawostkę dodam, że Minister Gospodarki ZEA tez miał swojego
ochroniarza – małą, drobną kobietę w abaji. Pomijając gabaryty, to i tak każdy szybszy
ruch, bieg, cokolwiek - u niej skończyłoby się potknięciem o abaję. A może jej
rola była tylko symboliczna? Władza tutaj jest taka kochana, że nie potrzebuje
ochrony.
Na zakończenie części oficjalnej arabska pianistyka zagrała Chopina. Potem
nadszedł moment, na który wszyscy czekali – zdjęcia. Każdy chciał mieć zdjęcie z
Parą Prezydencką. Pierwsza Dama już miała chyba troszeczkę dość, czego nie
można powiedzieć o Prezydencie, co widać też na zdjęciach. Nawet Borowiki nie
interweniowały jak Prezydent objął mnie do zdjęcia. Zupełnie inaczej to
wyglądało po drugiej stronie. Mateusz jak zbliżył się za blisko do Pani
Prezydentowej to poczuł wielką łapę przesuwającą go na bezpieczna odległość.
Praktycznie zaraz po zdjęciach Para Prezydencka zniknęła. A reszta gości kosztowała
smakołyków i … załatwiała biznesy :P
Nie pozostałam gorsza, ja miałam swoją
misje na ten wieczór - WOŚP. Każdy znajomy znał kogoś, kogo ja musiałam poznać,
kto może pomóc. I tak cały wieczór. Od osoby do osoby, każdy mi kogoś
przedstawiał. W życiu nie zebrałam tylu wizytówek, ile w ten jeden wieczór. Temat WOŚPu poszedł mocno
w eter, co miało przynieść wymierne korzyści.
Dwa dni później Mateusz tylko dopełnił dzieła na pikniku polonii, poznał
jeszcze kilka osób i zaczęliśmy organizacje finału WOSP w Dubaju, z innej
strony. Z nowymi pomysłami i pełną parą.