wtorek, 28 stycznia 2014

Spotkanie z Prezydentem



Finał WOŚPu za nami, ja jednak uparłam się, żeby zachować chociaż pozory chronologii, dlatego najpierw opowiem Wam o spotkaniu z Prezydentem. Dochodzę do wniosku, że za dużo się ostatnio dzieje,  a ja zwyczajnie już nie nadążam. :P

Z wrażenia zupełnie nie pomyśleliśmy, żeby zabrać aparat
Nasza nowa przyjaźń z polską szkołą zaowocowała zaproszeniem na oficjalne spotkanie Prezydenta i Pierwszej Damy z Emiracką Polonią.  Byłam właśnie w Conakry, stolicy Gwinei, gdy odebrałam maila od Pani Dyrektor. Warunkiem otrzymania zaproszenia było stawienie się w najbliższą sobotę w szkole, z gotową już kopią polskiego dowodu osobistego. Ja w Gwinei, Mateusz w Casablance. Nie było szans żebyśmy na sobotę dotarli do Dubaju, nie wspominając już o szkole. Jednak moja natura nie pozwoliła mi tak łatwo odpuścić. Pogoniłam Mateusza, żeby wysłał mi zdjęcie swojego dowodu. Na szczęście wozimy je ze sobą po świecie. Do maila, dołączyłam też zdjęcie swojego dowodu i wszystko wysłałam do Pani Dyrektor, oczywiście wyjaśniłam też naszą sytuacje. Udało się. Dwa dni później dostałam maila z gotowymi do wydrukowania zaproszeniami.
Zdjęcia są baaaardzo mizernej jakości.

Chwile po otrzymaniu zaproszenia dotarło do mnie, że mamy problem. Mateusza garnitur jest w Polsce. W Lipcu byliśmy na weselu i już tam został. Nie sadziliśmy, że się przyda, a wolnych kilogramów, jak zawsze nie było. :P. Kto mógł przypuszczać, że wybierzemy się na spotkanie z Prezydentem.

Szybko zaczęło się poszukiwanie garnituru wśród znajomych. Mimo, że chętnych do pomocy nie brakowało, to niestety, nie było łatwo. Mateusz jest  wielki duchem, nie ciałem :P Dlatego większość kandydatów odpadła w przedbiegach. Nie sztuka jest pożyczyć garnitur, sztuką jest jeszcze jakoś w nim wyglądać. :P

Wtedy spadł nam z nieba Pablo, a właściwie jego żona. To ona jako pierwsza zauważyła, że wśród naszych znajomych, tylko Pablo może startować w tej samej klasie wagowej, potocznie zwanej – pół śmieszną :P Garnitur leżał idealnie. Lepiej niż jego własny :P Kamień z serca.

Na szczęście Ambasada zadbała o oficjalnego fotografa...
Wielki świat jest dla nas zupełnie obcy, dlatego zdenerwowanie przed spotkaniem było odczuwalne.  Wychodziliśmy na zupełnie nieznane nam wody. Już sama lokalizacja spotkania nas onieśmielała. 

Całe wydarzenie miało miejsce w samym sercu Dubaju, w hotelu Armani w samym Burj Kalifa. Może i załoga naszych linii tam bywa, ale nie my. Trochę z innej bajki jesteśmy, tej bardziej przyziemnej :P

Wybitnie niezręcznie się poczułam jak podjechaliśmy pod główne wejście, a tam parkingu ani śladu. Z boku oglądałam to wiele razy, ale nigdy nie brałam w tym udziału. Podszedł do nas gość, chyba Rosjanin, na niedomiar złego -  w moim wieku. Otworzył mi drzwi, drugi podbiegł do Mateusza i zabrał mu kluczyki. Nawet własnego samochodu nie dali nam zaparkować. Wole to oglądać w TV, albo pod Dubai Mallem niż doświadczać osobiście.  Za wysokie progi na moje nogi. Zdecydowanie. :)

Zanim zdążyliśmy wejść do środka, podjechał Ambasador z rodziną. Kamień z serca mi spadł jak, w środku, zobaczyłam znajome twarze.  Impreza była na wolnym powietrzu, wszyscy odstawieni. Piękny widok na dubajską fontannę i Dubai Mall. Cała otoczka i atmosfera robiła wrażenie. Na pewno też pociągnęła Ambasadę po kieszeni. :P

Jeden ze znajomych rzucił stwierdzenie, że to spotkanie zapowiada się na  typowy biznesowy bankiet. Podobno na takich bankietach załatwia się wiele interesów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że miał racje ani, że sama będę załatwiać tam swoje interesy.

.... jednak jego zdjęć publikowac nie można, ale na pamiątke zostają :)
Perełka. Widzicie tą rękę, która dosięga Mateusza??
Najpierw była cześć oficjalna. Na fortepianie zagrano hymn Emiratów, potem dzieciaki ze szkoły zaśpiewały nasz. W dalszej części produkowali się oficjele,  czyli przyszła pora  na przemówienie Ambasadora i Prezydenta. Jeden czytał z kartki, drugi improwizował, reasumując, najlepiej wypadła tłumaczka, która była niezbędna ze względu na przedstawicieli Emiratów, m.in. Ministra Gospodarki. 

Zakończenie prezydenckiego przemówienia, zostało  przyspieszone przez  pokaz fontanny. Była zbyt blisko, żeby Prezydent mógł ją zagłuszyć, poza tym mocno wszystkich rozpraszała. A Prezydent chyba sam wolał ją obejrzeć,  niż gadać. :P

Oczywiście, nie może być Prezydenta bez Borowika. Było ich widać cały czas. Wielkie bysie, które zawsze stały twarzą w przeciwnym kierunku niż tłum. Ułatwiało to ich rozpoznanie, pomijając oczywiście charakterystyczną objętość ramion. Jako ciekawostkę dodam, że Minister Gospodarki ZEA tez miał swojego ochroniarza – małą, drobną kobietę w abaji. Pomijając gabaryty, to i tak każdy szybszy ruch, bieg, cokolwiek - u niej skończyłoby się potknięciem o abaję. A może jej rola była tylko symboliczna? Władza tutaj jest taka kochana, że nie potrzebuje ochrony.  

Na zakończenie części oficjalnej arabska pianistyka zagrała Chopina. Potem nadszedł moment, na który wszyscy czekali – zdjęcia. Każdy chciał mieć zdjęcie z Parą Prezydencką. Pierwsza Dama już miała chyba troszeczkę dość, czego nie można powiedzieć o Prezydencie, co widać też  na zdjęciach. Nawet Borowiki nie interweniowały jak Prezydent objął mnie do zdjęcia. Zupełnie inaczej to wyglądało po drugiej stronie. Mateusz jak zbliżył się za blisko do Pani Prezydentowej to poczuł wielką łapę przesuwającą go na bezpieczna odległość.

Praktycznie zaraz po zdjęciach Para Prezydencka zniknęła. A reszta gości kosztowała smakołyków i … załatwiała biznesy :P

Nie pozostałam gorsza, ja miałam swoją  misje na ten wieczór - WOŚP. Każdy znajomy znał kogoś, kogo ja musiałam poznać, kto może pomóc. I tak cały wieczór. Od osoby do osoby, każdy mi kogoś przedstawiał. W życiu nie zebrałam tylu wizytówek, ile  w ten jeden wieczór. Temat WOŚPu poszedł mocno w eter, co miało przynieść wymierne korzyści.
Dwa dni później Mateusz tylko dopełnił dzieła na pikniku polonii, poznał jeszcze kilka osób i zaczęliśmy organizacje finału WOSP w Dubaju, z innej strony. Z nowymi pomysłami i pełną parą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz