Duomo |
Rok 2013 zakończyliśmy w takim stylu, że na samo wspomnienie ciągle jeszcze pyszczek mi się śmieje.
Jak na razie to była nasza najbardziej szalona podróż, spontaniczna, egzotyczna – w naszym tego słowa znaczeniu - wymarzona i niegdyś nierealna. To wszystko sprawiło, że była ekscytująca do granic wytrzymałości. Kapsztad, Singapur, Bangkok czy Indie, które do tej pory udało nam się razem zwiedzić były rewelacyjne, ale żadna nawet się do tej, nie umywa.
|
Weinnacht market po włosku :) |
Na koniec roku
dostałam swój wymarzony rejs Mediolan – Nowy York. Najpierw spędzamy 48h w
Mediolanie, potem 24h w NYC i powrót do Mediolanu na kolejne 24h. Już to
zapowiadało się dla mnie ekscytująco. Sylwester w Mediolanie, czego chcieć więcej
od życia. No, może towarzystwa męża, ale nie można mieć wszystkiego :P
Ruszałam z Dubaju
zaraz po świętach, a Mateusz tego dnia, z samego rana, wrócił z Singapuru.
Przepakował się i dawaj dalej - na mój lot do Mediolanu. Zyskaliśmy tym samym
kolejny dzień. A Mateusz miał w zanadrzu jeszcze 4 wolne dni.
Zaraz po
przylocie do Mediolanu ruszyliśmy w miasto. Duomo to był obowiązek. Romantyczny
spacer po mieście. Kolacja – koniecznie ravioli i pizza. Klimat Bożego Narodzenia
był jeszcze wszędzie obecny. Choinki, światełka - wszystko to dawało
niezapomnianą atmosferę. Załapaliśmy się nawet na Weinachstmarket w wydaniu
włoskim.
Następnego dnia w
planach mieliśmy Weronę. Pyszne śniadanko w hotelu i w drogę. Pogoda dopisała
nam rewelacyjnie, słoneczko przygrzewało cały czas. Podróż pociągiem zajęła nam
kilka godzin i wtedy właśnie powstał jeden z poprzednich postów.
A na mecie Werona…
ech… no prześliczna oczywiście.
Sami zobaczcie...
Panorama głownego placu |
Hindusi. czytaj mieszkańcy Indi, są wszędzie. |
WŁOSI :P |
Najbardziej
urzekły mnie lokalne restauracje. Wszystkie miały wciąż otwarte ogródki. To był
grudzień a wszyscy ludzie siedzieli na dworze i … uwaga! bez kurtek :P Fakt, że
grzejniki chodziły pełną parą, ale robiło to niesamowite wrażenie. Oczywiście
nie omieszkaliśmy skorzystać. Obowiązkowo pizza, nie było wyjścia ani
wątpliwości. Siedząc na głównym placu, zajadając się pysznościami wpadł nam do
głowy pewien pomysł, który miał wywrócić wszystko do góry nogami, a w zamian
dać nam legendarne zakończenie roku. Takie, o którym wnuki naszych wnuków będą dzieciom
opowiadać.
A tymczasem zacznę
jednak od Werony – miasta miłości.
Z czego słynie Werona? Oczywiście z
Szekspirowskiej tragedii, czyli Romea i Juli.
Dlatego w Weronie, obowiązkowo, trzeba zobaczyć Dom Julii. To nic, że ona tam nigdy nie mieszkała, a sam balkon powstał na początku XX w. To zupełnie nie ma znaczenia jak jesteś w Weronie :P Całe miasto żyje tą miłosną historią i nikt takimi szczegółami sobie głowy nie zawraca. :P
Pod balkonem stoi pomnik Juli. Potarcie prawej piersi przynosi szczęście w miłości. Nie trudno się domyślić, że kolejka Panów była spora. Na szczęście nie jestem na tyle naiwna, żeby uwierzyć, że mężczyźni zrobili się nagle tacy romantyczni i walczą o szczęśliwą miłość. Chyba nie ma wątpliwości, że pomacanie cycka na szczytny cel to marzenie każdego faceta :P Mateusz tez nie mógł sobie odmówić. Bajki, że to dla naszej szczęśliwej miłości, oczywiście nie kupiłam :P, ale zdjęcie zrobiłam.
Dookoła pomnika, na
pierwszy rzut oka widać wielką kratę pełna kłódek. Idea jest taka jak w Paryżu, czy we
Wrocławiu, wszędzie chodzi o wieczną miłości i wyrzucenie kluczyka. Oczywiście
jeśli ktoś jest nie przygotowany zaraz obok znajduje się sklep z pamiątkami,
gdzie kłódek jest cała masa. Co nas zaszokowało za pomnikiem, obok kraty, na ścianie, było pełno przyklejonych gum do żucia -
zużytych oczywiście. Właściciele nie kwapili się, żeby zachować anonimowość,
większość z nich została podpisana. Na to niestety, żadnego wyjaśnienia się już
nie doczytałam :P
Kłódki to rozumiem... |
... ale gumy do żucia??? |
Balkon Julii
znajduje się na dziedzińcu kamienicy. Prowadzi do niego brama, na której
ścianach można wypisywać wyznania miłosne. Specjalnie w tym celu ściana została
pomalowana na biało. Kiedyś były tu listy do Juli, teraz to już tylko wyznania
miłosne. Oczywiście swój podpis też złożyliśmy, a co.
Jeśli ktoś z Was
wybiera się do Werony to koniecznie
musicie dojść do rzeki. Widoki z mostów są niesamowite, zapierają dech w piersiach. Oczywiście wszelkie zakamarki i
najwęższe uliczki tez stanowią atrakcję turystyczną. Klimat niepowtarzalny.
Cały dzień
szlajaliśmy się po mieście, ale nie będę ściemniać, nasze rozmowy zdominował
jeden temat, szalony pomysł na który wpadliśmy przy pizzy.
Pierwotny plan
był takie, że następnego dnia mieliśmy się rozjechać – Mateusz z powrotem do Dubaju, a ja do NYC.
A gdyby tak
pojechać w jednym kierunku, w końcu Mateusz ma jeszcze dwa dni wolnego.
Do
pociągu mieliśmy jeszcze ponad godzinę, widzieliśmy już wszystko co
planowaliśmy i jeszcze więcej, więc usiedliśmy na rozgrzewającą herbatkę.
Zabraliśmy się też wtedy za realizację naszego szalonego pomysłu, który
wymagał przemyślenia i rzetelnego sprawdzenia dostępnych możliwości.
Dolecenie do
Nowego Yorku nie stanowiło problemu, ale powrót to już zupełnie inna kwestia.
Werona by night |
Zapaliliśmy się
do tego pomysłu, ale trzeba było spojrzeć w oczy faktom. Mateusz musi jakoś
wrócić do Dubaju na 1go rano, czyli na
swój lot do Wiednia. Lot do NYC ze mną był pusty, więc ten etap podróży nie
stanowił problemu, ale jak wrócić na czas taki kawał drogi?
Loty bezpośrednie były overbooked (patrz:
słowniczek) prawie o 90, czyli szans na
standby (patrz: słowniczek) zupełnie żadnych.
Lot, który ja operowałam tez odpadał. Zostały nam Air France i KLM. Decyzja
nie była łatwa, ryzyko nie małe, ale bez
wątpliwości słuszna. LECIMY RAZEM. Mateusz wróci przez Paryż. Będzie miał 5h
drzemki i poleci do Wiednia, się wyspać :P Zobaczymy RAZEM Nowy York …
Adrenalina i
podekscytowanie było niewyobrażalne. Dla takich chwil warto żyć :P
Na skuterku można śmigac cały rok, trzeba się tylko dobrze przygotować. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz