czwartek, 13 lutego 2014

Mediolan i Werona


Duomo
         

Rok 2013 zakończyliśmy w takim stylu, że na samo wspomnienie ciągle jeszcze pyszczek mi się śmieje.
           
Jak na razie to była nasza najbardziej szalona podróż, spontaniczna, egzotyczna – w naszym tego słowa znaczeniu -  wymarzona i niegdyś nierealna. To wszystko sprawiło, że była ekscytująca do granic wytrzymałości. Kapsztad, Singapur, Bangkok czy Indie, które do tej pory udało nam się razem zwiedzić były rewelacyjne, ale żadna nawet się do tej, nie umywa.

Mediolan.  Taka sobie kolejeczka. Nie jestem pewna co to za miejsce, ale jak widać popularne :)



Weinnacht market po włosku :)

Na koniec roku dostałam swój wymarzony rejs Mediolan – Nowy York. Najpierw spędzamy 48h w Mediolanie, potem 24h w NYC i powrót do Mediolanu na kolejne 24h. Już to zapowiadało się dla mnie ekscytująco. Sylwester w Mediolanie, czego chcieć więcej od życia. No, może towarzystwa męża, ale nie można mieć wszystkiego :P








Ruszałam z Dubaju zaraz po świętach, a Mateusz tego dnia, z samego rana, wrócił z Singapuru. Przepakował się i dawaj dalej -  na mój lot do Mediolanu. Zyskaliśmy tym samym kolejny dzień. A Mateusz miał w zanadrzu jeszcze 4 wolne dni.
  
Zaraz po przylocie do Mediolanu ruszyliśmy w miasto. Duomo to był obowiązek. Romantyczny spacer po mieście. Kolacja – koniecznie ravioli i pizza. Klimat Bożego Narodzenia był jeszcze wszędzie obecny. Choinki, światełka - wszystko to dawało niezapomnianą atmosferę. Załapaliśmy się nawet na Weinachstmarket w wydaniu włoskim.


 

Następnego dnia w planach mieliśmy Weronę. Pyszne śniadanko w hotelu i w drogę. Pogoda dopisała nam rewelacyjnie, słoneczko przygrzewało cały czas. Podróż pociągiem zajęła nam kilka godzin i wtedy właśnie powstał jeden z poprzednich postów.


A na mecie Werona… ech… no prześliczna oczywiście. 

Sami zobaczcie...





Panorama głownego placu



Hindusi. czytaj mieszkańcy Indi, są wszędzie.
WŁOSI :P



   

Najbardziej urzekły mnie lokalne restauracje. Wszystkie miały wciąż otwarte ogródki. To był grudzień a wszyscy ludzie siedzieli na dworze i … uwaga! bez kurtek :P Fakt, że grzejniki chodziły pełną parą, ale robiło to niesamowite wrażenie. Oczywiście nie omieszkaliśmy skorzystać. Obowiązkowo pizza, nie było wyjścia ani wątpliwości. Siedząc na głównym placu, zajadając się pysznościami wpadł nam do głowy pewien pomysł, który miał wywrócić wszystko do góry nogami, a w zamian dać nam legendarne zakończenie roku. Takie, o którym wnuki naszych wnuków będą dzieciom opowiadać.


















 A tymczasem zacznę jednak od Werony – miasta miłości.
  
Z czego słynie Werona? Oczywiście z Szekspirowskiej tragedii, czyli Romea i Juli.


Dlatego w Weronie, obowiązkowo, trzeba zobaczyć Dom Julii. To nic, że ona tam nigdy nie mieszkała, a sam balkon powstał na początku XX w. To zupełnie nie ma znaczenia jak jesteś w Weronie :P Całe miasto żyje tą miłosną historią i nikt takimi szczegółami sobie głowy nie zawraca. :P


Pod balkonem stoi pomnik Juli. Potarcie prawej piersi przynosi szczęście w miłości. Nie trudno się domyślić, że kolejka Panów była spora. Na szczęście nie jestem na tyle naiwna, żeby uwierzyć, że mężczyźni zrobili się nagle tacy romantyczni i walczą o szczęśliwą miłość. Chyba nie ma wątpliwości, że pomacanie cycka na szczytny cel to marzenie każdego faceta :P  Mateusz tez nie mógł sobie odmówić. Bajki, że to dla naszej szczęśliwej miłości, oczywiście nie kupiłam :P, ale zdjęcie zrobiłam.    

 







Dookoła pomnika, na pierwszy rzut oka widać wielką kratę pełna  kłódek. Idea jest taka jak w Paryżu, czy we Wrocławiu, wszędzie chodzi o wieczną miłości i wyrzucenie kluczyka. Oczywiście jeśli ktoś jest nie przygotowany zaraz obok znajduje się sklep z pamiątkami, gdzie kłódek jest cała masa. Co nas zaszokowało za pomnikiem, obok kraty,  na ścianie,  było pełno przyklejonych gum do żucia - zużytych oczywiście. Właściciele nie kwapili się, żeby zachować anonimowość, większość z nich została podpisana. Na to niestety, żadnego wyjaśnienia się już nie doczytałam :P


Kłódki to rozumiem...
... ale gumy do żucia???
 

Balkon Julii znajduje się na dziedzińcu kamienicy. Prowadzi do niego brama, na której ścianach można wypisywać wyznania miłosne. Specjalnie w tym celu ściana została pomalowana na biało. Kiedyś były tu listy do Juli, teraz to już tylko wyznania miłosne. Oczywiście swój podpis też złożyliśmy, a co.













Jeśli ktoś z Was wybiera się do Werony to  koniecznie musicie dojść do rzeki. Widoki z mostów są niesamowite, zapierają dech w  piersiach. Oczywiście wszelkie zakamarki i najwęższe uliczki tez stanowią atrakcję turystyczną. Klimat niepowtarzalny. 

Cały dzień szlajaliśmy się po mieście, ale nie będę ściemniać, nasze rozmowy zdominował jeden temat, szalony pomysł na który wpadliśmy przy pizzy. 



Pierwotny plan był takie, że następnego dnia mieliśmy się rozjechać – Mateusz z  powrotem do Dubaju, a ja do NYC. 

A gdyby tak pojechać w jednym kierunku, w końcu Mateusz ma jeszcze dwa dni wolnego. 

Do pociągu mieliśmy jeszcze ponad godzinę, widzieliśmy już wszystko co planowaliśmy i jeszcze więcej, więc usiedliśmy na rozgrzewającą  herbatkę.

 Zabraliśmy się też wtedy  za realizację naszego szalonego pomysłu, który wymagał przemyślenia i rzetelnego sprawdzenia dostępnych możliwości. 


 

Dolecenie do Nowego Yorku nie stanowiło problemu, ale powrót to już zupełnie inna kwestia.


Werona by night

















Zapaliliśmy się do tego pomysłu, ale trzeba było spojrzeć w oczy faktom. Mateusz musi jakoś wrócić do Dubaju na 1go rano, czyli  na swój lot do Wiednia. Lot do NYC ze mną był pusty, więc ten etap podróży nie stanowił problemu, ale jak wrócić na czas taki kawał drogi?

Loty bezpośrednie były overbooked (patrz: słowniczek) prawie o 90, czyli  szans na standby (patrz: słowniczek) zupełnie żadnych.  Lot, który ja operowałam tez odpadał. Zostały nam Air France i KLM. Decyzja nie była łatwa, ryzyko nie małe,  ale bez wątpliwości słuszna. LECIMY RAZEM. Mateusz wróci przez Paryż. Będzie miał 5h drzemki i poleci do Wiednia, się wyspać :P Zobaczymy RAZEM Nowy York …  
  
Adrenalina i podekscytowanie było niewyobrażalne. Dla takich chwil warto żyć :P






Na skuterku można śmigac cały rok, trzeba się tylko dobrze przygotować.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz