|
Dlatego kończył się asfalt. |
|
Nasza noclegownia. |
Jak już wiecie,
zdecydowaliśmy się spać w samochodzie. Okazało się, że znalezienie
odpowiedniego miejsca nie jest łatwe. Na mapie Google kilka miejsc przy plaży wyglądało
kusząco, ale jak tam podjechaliśmy okazało się, że są baaaardzo jasno oświetlone
i pełno tam ludzi. Dlatego też pomysł noclegu przy plaży sobie odpuściliśmy, zaczęliśmy
szukać czegoś bardziej w górach. Wybór padł na Wodospady Wurayah, czyli
musieliśmy wjechać jakieś 10km w głąb gór. Ciemno, głucho, ale na szczęście asfalt.
Dojechaliśmy do końca drogi i na samym
środku rozbiliśmy obóz, czytaj, zatrzymaliśmy samochód. Na szczęście była tam
zatoczka, coś na kształt parkingu, więc miejsca było dosyć. Trochę za dużo
naoglądałam się filmów i wyobraźnia mi podziałała. Jednak ta cisza i spokój
wygrały. Niesamowicie odprężająca była ta pustka, spokój, cisza i ciemność. Tylko gwiazdy było widać rewelacyjnie. Muszę
przyznać, że nie mieliśmy bladego pojęcia co jest dookoła nas, widać było tylko
zarys gór, cienie, kształt. W nocy nasz raj zakłóciło kilku miłośników palenia
gumy. Miejsce okazało się lokalnym tzw. szpan placem. Na szczęście poza
świeceniem światłami po oczach do innych konfrontacji nie doszło.
|
Kusząco wyglądała ta droga na dole, tylko jak sie tam dostać? |
|
|
|
|
Jak znaleźliśmy wejście, decyzja była szybka. Jedziemy. |
Noc była
przyjemna, na zewnątrz. W aucie szybko zrobiła nam się szklarnia. Klima nie
pomagała. Skończyło się na otwartych oknach. Nie było wyboru. Nasze śpiworki,
przystosowane do temp od 0 do -14, świetnie sprawdziły się jako poduszki. Pobudkę
mieliśmy już o 6tej. Jak zobaczyliśmy, gdzie jesteśmy i co jest dookoła nas, nie
było mowy o spaniu. Widoki robiły wrażenie, choć wody, a tym bardziej
wodospadów, nie było. W drodze powrotnej troszkę zboczyliśmy z trasy i
wjechaliśmy w wąwóz, który miał nas doprowadzić do faktycznych wodospadów.
Nasze autko znów zostało wystawione na próbę. Nie odważyliśmy się jednak dojechać
do samego końca, mimo wszystko nasz samochód to duży rodzinny SUV, choć z
napędem 4x4. Zobaczyliśmy tylko z daleka tabliczkę i usłyszeliśmy krzyki
skaczących do wody. Przypominam, że dalej była 6 rano. Nie wiem co oni tam
robili i gdzie niby ta woda miałaby być, ani czy te głosy niosło echo czy nie. Następnym
razem, lepiej przygotowani na piesze górskie wycieczki sprawdzimy to na pewno. Ja
w tzw. balerinkach nie pchałam się,
żeby łazić po kamieniach i skałach. Swoje kostki lubię, przydają mi się w pracy
i życiu codziennym, więc wykręcać ich sobie nie miałam ochoty. A biorąc pod
uwagę temperatury panujące w tym regionie o tej porze roku, konkurencją dla balerinek
są tylko japonki :P
|
Jeden z łatwiejszych odcinków. |
|
Wspomniana tablica. Nie wiem gdzie ta woda niby była. |
Fujerah głównie
utrzymuje się z turystyki i rybołówstwa. O ile na turystów jest za ciepło, to
rybaków nie brakowało. Po drodze, na trasie, mieliśmy szczęście załapać się na całkiem
ciekawe zdarzenie. Codzienność innych dla nas jest najciekawszą atrakcją
turystyczną, więc z godzinę siedzieliśmy i oglądaliśmy jak panowie wyciągają
sieci na brzeg. Organizacja pracy, metody, emocje, i zwroty akcji, dosłownie
wszystko robiło na nas wrażenie.
|
Chłopaki zarzucają kolejną sieć... |
Panowie pochodzili z Bangladeszu i ubawił ich
nasz widok.
|
... po pół godziny wyciagnęli TO. |
|
Krótko mówiąc - wyciagarki. |
Im bliżej sieć była brzegu, tym większe emocje i nerwy towarzyszyły
rybakom. Jak ryby zaczęły wyskakiwać z sieci, to panowie zaczęli biegać i krzyczeć. Wszyscy się denerwowali. Emocji nie
wytrzymał nawet sędziwy Pan Kierownik,
który zrzucił swój diszdasz i wskoczył do wody.
|
Róznorodność rybek była imponująca. |
Wcześniej zajmował się tylko pokrzykiwaniem
i dyrygowaniem wszystkimi. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, dla nas to
była zwykła rybka, która walczy o życie, a dla nich czysty, żywy pieniądz.
Tutaj rybołówstwo wygląda trochę inaczej, niż to co pamiętam z wakacji na Półwyspie
Helskim. W naszej zatoce pływa chyba jednak trochę mniej rybek, a sieci nie
trzeba wyciągać samochodami.
|
Sytuacja robiła się gorąca. Rybki walczyły do końca. |
|
Gruba ryba. |
|
Sieć cała podskakiwała. |
|
Tych małych też było całkiem sporo :) |
|
Pan Kierownik |
Po tych
atrakcjach, podziwiając widoki dookoła, kierowaliśmy się już do Dubaju. Prawda,
nie zwiedziliśmy wszystkiego, ale nie o to chodziło. Trzeba sobie zostawić coś
na następny raz, może wtedy dopisze ekipa.
wow :)
OdpowiedzUsuńAle czemu wow?? :)
OdpowiedzUsuń