Tak wygląda wejście do każdego budynku użyteczności publicznej |
W kraju śpiewających Filipińczyków spędziłam ostatnio jeden dzień.
Szukając wody w jednym z pobliskich
centrów handlowych zauważyłam kilka ciekawych rzeczy. Niby banały, a w swojej prostocie
niezwykłe i unikatowe.
Samo wejście do
centrum troszkę mnie zestresowało. Jak wszyscy odwiedzający musiałam przejść
kontrolę bezpieczeństwa. Tak, na wejściu. Dobrze przeczytaliście. Bramka czuła
na metal i szybka rewizja torebki. SZOK, ale co zrobić?!
Oczywiście nie
omieszkałam, w drodze powrotnej, na pokładzie, zapytać mojej filipińskiej SFSki
o co w tym wszystkim chodzi. Z tego co mi opowiedziała wynika, że władze
powzięły takie środki bezpieczeństwa, żeby zapobiegać atakom bombowym. Kilka
lat temu, ktoś wszedł do takiego centrum
i wysadził w nim bombę, wiele osób wtedy zginęło. Dlatego teraz we wszystkich
miejscach publicznych, przy wejściu, przeprowadzają kontrolę bezpieczeństwa.
Szybka rewizja torebki i można iść dalej. |
Poza tym, znacie
język narodowy Filipińczyków? To Tagalog. A ku mojemu zdziwieniu wszystko i
wszędzie jest po angielsku. W zwykłym spożywczaku wszystkie gazety, opisy
stoisk, etykietki – po angielsku. O to też oczywiście dopytałam. Załoga naszego
lotu w połowie składała się z Filipińczyków, więc było komu głowę zawracać. :P
Tym razem usłyszałam, że oni całą edukację od lat wczesnoszkolnych mają po
angielsku, więc tylko te starsze pokolenia i czasami w małych wioskach jeszcze nieliczne przypadki,
mówią tylko w tagalog. Dochodzę do wniosku,
że już chyba tylko my, Rosjanie i Tajlandczycy bronimy się zawzięcie
przed obcymi językami. Chociaż my chyba stoimy najlepiej z tej trójki. :P Nie
przeczę, że to lokalny patriotyzm przeze mnie przemawia. :P
Wejście a zaraz obok, już swobodne, wyjście. |
Weszłam do bezpiecznego
centrum handlowego. W sklepie, gdzie wszystko po angielsku, bez problemu znalazłam wodę. Pora za nią zapłacić. Ale nie o finansach teraz,
tylko o pakowaniu do siatek. To ekologicznie uświadomiony naród, w
przeciwieństwie do Dubaju, więc oferują torebki
papierowe. Jeśli jednak jesteś nieczuły na dobro przyszłych pokoleń i
bierzesz siatkę plastikową, foliową, czy z czego ona tam jest zrobiona, to
spotyka Cię ciekawe zaskoczenie. Tzn.
mnie spotkało, dla nich to pewnie normalka. Kobieta taką siatkę umocniła
wkładając do środka niedużą tekturkę.
Mało tego, po załadowaniu jej na fulla okazało się, że siatka, pomiędzy
uchwytami ma dwa małe ogonki, którymi można ją dodatkowo związać na górze.
Szybko rozejrzałam się po sąsiednich kasach. To nie była tylko kreatywność mojej kasjerki. Uświadomcie mnie, jeśli fascynuję
się takim wynalazkami bez sensu, ale ja takich siateczek i takich patentów
jeszcze nie widziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz