środa, 14 sierpnia 2013

Manila



Tak wygląda wejście do każdego budynku użyteczności publicznej

W kraju śpiewających  Filipińczyków spędziłam ostatnio jeden dzień. Szukając wody w jednym  z pobliskich centrów handlowych zauważyłam kilka ciekawych rzeczy. Niby banały, a w swojej prostocie niezwykłe i unikatowe.
Samo wejście do centrum troszkę mnie zestresowało. Jak wszyscy odwiedzający musiałam przejść kontrolę bezpieczeństwa. Tak, na wejściu. Dobrze przeczytaliście. Bramka czuła na metal i szybka rewizja torebki. SZOK, ale co zrobić?!
Oczywiście nie omieszkałam, w drodze powrotnej, na pokładzie, zapytać mojej filipińskiej SFSki o co w tym wszystkim chodzi. Z tego co mi opowiedziała wynika, że władze powzięły takie środki bezpieczeństwa, żeby zapobiegać atakom bombowym. Kilka lat temu,  ktoś wszedł do takiego centrum i wysadził w nim bombę, wiele osób wtedy zginęło. Dlatego teraz we wszystkich miejscach publicznych, przy wejściu, przeprowadzają kontrolę bezpieczeństwa.

Szybka rewizja torebki i można iść dalej.

Poza tym, znacie język narodowy Filipińczyków? To Tagalog. A ku mojemu zdziwieniu wszystko i wszędzie jest po angielsku. W zwykłym spożywczaku wszystkie gazety, opisy stoisk, etykietki – po angielsku. O to też oczywiście dopytałam. Załoga naszego lotu w połowie składała się z Filipińczyków, więc było komu głowę zawracać. :P Tym razem usłyszałam, że oni całą edukację od lat wczesnoszkolnych mają po angielsku, więc tylko te starsze pokolenia i czasami w  małych wioskach jeszcze nieliczne przypadki, mówią tylko w tagalog. Dochodzę do wniosku,  że już chyba tylko my, Rosjanie i Tajlandczycy bronimy się zawzięcie przed obcymi językami. Chociaż my chyba stoimy najlepiej z tej trójki. :P Nie przeczę, że to lokalny patriotyzm przeze mnie przemawia. :P

Wejście a zaraz obok, już swobodne, wyjście.

Weszłam do bezpiecznego centrum handlowego. W sklepie, gdzie wszystko po angielsku,  bez problemu znalazłam wodę. Pora  za nią zapłacić. Ale nie o finansach teraz, tylko o pakowaniu do siatek. To ekologicznie uświadomiony naród, w przeciwieństwie do Dubaju, więc oferują torebki  papierowe. Jeśli jednak jesteś nieczuły na dobro przyszłych pokoleń i bierzesz siatkę plastikową, foliową, czy z czego ona tam jest zrobiona, to spotyka Cię ciekawe zaskoczenie. Tzn.  mnie spotkało, dla nich to pewnie normalka. Kobieta taką siatkę umocniła wkładając do środka niedużą tekturkę.  Mało tego, po załadowaniu jej na fulla okazało się, że siatka, pomiędzy uchwytami ma dwa małe ogonki, którymi można ją dodatkowo związać na górze. Szybko rozejrzałam się po sąsiednich kasach. To nie była tylko kreatywność mojej  kasjerki. Uświadomcie mnie, jeśli fascynuję się takim wynalazkami bez sensu, ale ja takich siateczek i takich patentów jeszcze nie widziałam.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz