piątek, 2 sierpnia 2013

Home sweet home






Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej… wszyscy to znacie i pewnie zgodzicie się ze mną, ale… u mnie to nie jest takie proste.
Bociany, wciąż nie spotkałam ich nigdzie indziej, tylko w Polsce.


Można mieć dwa domy?? Okazuje się, że można. Myślałam, że to się nie zdarzy. Jak wyjeżdżałam sądziłam, że dom zawsze będzie w Polsce, w Redzie. Sytuacja się skompilowała jak uwiliśmy sobie z Mateuszem swoje własne, pierwsze wspólne gniazdko. Stało się domem, nie wykluczając tych poprzednich. Prawda jest taka, że te polskie wciąż, w kilku kwestiach, mają silną przewagę i to się raczej nie zmieni.

Nie chcę się tutaj rozpisywać o tak oczywistych kwestiach jak rodzice, rodzina i znajomi, ale o tych mniej oczywistych, których mieszkając w Polsce się nie docenia, mając je na co dzień, a mianowicie: 

1. Różne pory roku. U nas jest ciepła i bardzo ciepła. Trąca nudą. Jak raz na ruski rok spadnie kilka kropel deszczu to jest sensacja. Już chyba wolę  zimą nie wychodzić z domu bo jest zimno niż, latem bo jest za gorąco. Nawet jeśli chodzi o garderobę, tutaj ciągle nosisz to samo, bo co innego w tej temperaturze mogłoby wchodzić w grę. Wkoło te letnie ciuchy choć już Ci obrzydły, ale co zrobić. W innych się usmażysz. Ja, fanatyczka wszelkiej maści szalików i chust, w porze bardzo gorącej, z bólem serca, ale muszę z nich zrezygnować, bo nie idzie wytrzymać. Czasami na ulicy można
Lato w pełni, upał doskwiera nie tylko ludziom. W Polsce przynajmnej są rzeczki, w których można się ochłodzić
spotkać ludzi ubranych inaczej np. podczas naszej zimy w tych emu śniegowcach, ale przy 25 stopniach na dworze, to wygląda lekko śmiesznie. Monotonia pogodowa powoduje, że już słońce tak nie cieszy, zwłaszcza, że ten wszechobecny piach i tak powoduje, że jest szaroburo. 

2. Trawy, drzewa, wszystko co zielone. Nawet sobie nie wyobrażacie jaką przyjemność sprawia mi podróż PolskimBusem z Warszawy do Gdańska. Całą drogę siedzę w oknie i podziwiam. Jest tylko:
- Mateusz, Mateusz! – klepiąc, wpół śpiącego Mateusza po ramieniu
- Tak?
- Patrz!
Rzeka, czyż to nie piękne?!
Mateusz zaspany patrzy przez okno:
- Ale na co?? Tam nic nie ma.
- Jak to nie ma. – Oburzona i zaskoczona jego ignorancją : ) -  Łąka!
Zielone drzewa, łąki, wszystko jest 100 razy piękniejsze jak nie masz tego na co dzień. Niby w Dubaju jest pełno zielonych, ślicznych parków. Okey, dzięki temu, wszyscy są w stanie przeżyć, ale to nie to samo.  Patrząc za okno co widzisz? Piach, pustynie, piach, beton, budynki, pustynie, piach, piach , piach. A jak jakaś palma Ci się trafi to masz super extra widok z okna.

3. JEDZENIE!! Co tu dużo mówić, jeżdżę do Polski, żeby się najeść i zrobić zapasy do następnego razu. Pierogi, warzywa, owoce, mięso, czekolada, ogórki kiszone, kabanosy, szyneczki, chleb, surówki z kapustą kiszoną, rosół, kopytka, myśliwska, krakowska, sopocka, ptasie mleczko, michałki, barszcz, schabowy, parówki, zrazy, i jeszcze mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
Kurczak w polskim sklepie.
Zaskoczeni owocami i warzywami? A niby dlaczego? Przecież mieszkam na pustyni. Nic tu nie rośnie, no może ogórki. Poza tym wszystko jest importowane z różnych krańców świata. Niby w Polsce też dużo rzeczy jest importowanych. Nie wiem, na czym to polega, może jednak unijne przepisy nie są takie złe? Faktem jest, że te warzywa i owoce mają zupełnie inny smak, nawet ziemniaki.  Nie wspominając już o kurczaku, którego udko ma rozmiary mojego kciuka. A rączki mam serdelkowate, ale małe. Produkty bardziej przetworzone staramy się robić sami, jak np. rosół - specjalność mojego męża. Historia, jak pierwszy raz go przyrządzał, z mamą przez Skypa, będąc już tu w Dubaju, została już rodzinną anegdotą.  Poza tym nauczyliśmy się lepić pierogi. Kiedyś nawet zebraliśmy mocną, polską ekipę i grupowo, przy winie zaczęliśmy produkcję. Wesoło było.  :P
Kurczak, a właściwie kurczaczek, dostępny w Dubaju.
Poza tym zostaje nam robienie solidnych zapasów w zamrażarce. Tutaj wieprzowina jest dostępna tylko w niektórych sieciach sklepów spożywczych, w tak zwanych sektorach dla  non-muslim. Muszę przyznać, że nie sądziłam, że będzie mi to przeszkadzać. Zawsze wydawało mi się, że i tak najczęściej jem kurczaka. Dopiero jak tu przyjechałam zdałam sobie sprawę, że nie zdawałam sobie sprawy, ile moich ulubionych kiełbasek, potraw i przysmaków to właśnie wieprzowina. Tutaj poza kurczakiem je się dużo wołowiny i baraniny. Ta druga to nie moje gusta, zdecydowanie wolę naszego polskiego świniaczka. Nie ma to jak dobra świnka.
Swoją drogą, nie wiem czym u nas karmią te zwierzaki, ale jak stęskniona za wieprzowiną próbowałam jej w Hongkongu, to miałam poważne wątpliwości czy to nie kot albo pies, mimo że była to raczej dobra restauracja. W innej, w tamtych regionach świata, nawet bym nie próbowała jeść :P


2 komentarze:

  1. Mi się udało spotkać bociany w Maroku, ale podczas naszej zimy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie byłam na tyle długo nigdy za granicą, żeby odczuć brak polskiego jedzenia, ale jeśli chodzi o krajobraz, to na pewno masz rację. Kiedyś po zaledwie tygodniowym pobycie w Turcji nie mogliśmy się nacieszyć widokami w Polsce. Ciągła szarość i cały ten PIACH :) na dłuższą metę jest tak smutnym i przygnębiającym widokiem, że nie mam pojęcia jak można tam wytrzymać. Nasza Polska mimo, że trochę zaniedbana i niedoinwestowana, to nawet taka zarośnięta czasem cieszy oko i relaksuje.

    OdpowiedzUsuń